„Szukam, szukania mi trzeba…”

Podziel się

Dojrzałam do prawdziwych zmian :) Nie będzie przesadą, jeśli powiem, że uwierzyłam w siebie i swoje prawdziwe atuty :) Prawdziwie MOJE, a nie te, które sobie życzono, żeby były moje.

Efektem tego długiego i niełatwego procesu jest też ogromna zmiana, którą już w dużym stopniu wprowadziłam w swoją pracę. Konkretnie – od dobrych kilku miesięcy już w ramach współprac prowadzę także sesje psychosomatyczne, co przynosi niewiarygodne efekty! Wszystko w myśl idei „Naczyń Połączonych” :D Jesteśmy ciałem i psychiką jednocześnie. Mikrobiom wpływa na nastrój, nastrój na apetyt i tak dalej :) Ale no właśnie… to nie wszystko. Kluczem jest zrozumienie, że to, jak reagujemy na życie, na to, co nas spotyka, jak myślimy, jak interpretujemy rzeczywistość i przez jakie filtry na nią patrzymy, determinuje reakcje naszego organizmu i powstanie takich czy innych objawów, bądź ich cofnięcie.

Dochodziłam do tego miejsca długo. Ale było warto :) A jak ta droga wyglądała…?

 

 

Już 7 lat pracuję z podopiecznymi cierpiącymi na problemy z układem pokarmowym. Jeszcze wcześniej swoją fascynację zdrowiem człowieka zaczynałam od diety. Jedzenie, zwłaszcza według różnych kluczy typu niskoantygenowe, przeciwzapalne itd. wydawało mi się kluczem do rozwiązania wszystkiego. To był czas, kiedy bardzo mocno zgłębiałam się w tematykę wpływu tego, co jemy, na nasze zdrowie. 

W tym samym czasie moje własne zdrowie podupadło (może przez te dziwne diety… choć teraz wiem, że zdecydowanie nie tylko ;)) i zaczęłam szukać rozwiązań. Zaczęłam intensywnie zagłębiać się w interpretację badań laboratoryjnych, ziołolecznictwo, suplementację, przeszłam przez etap fascynacji dużymi dawkami witamin… Ale przeszłam też przez okres potwornego lęku – wszystko nas zabija. Mikroplastik. Smog. Roundup. Czarnobyl. Witaminy. Brak witamin. Promieniowanie. Sranie w banie… I pszenica. Pszenica najgorsza. 

Nie ufałam wówczas swojej wiedzy. Bałam się podążyć za intuicyjną logiką. Zagłuszałam w sobie coraz głośniejszy krzyk „OPANUJ SIĘ! TO NIE TAK!”. I tak trwałam. W tym lęku, napięciu, braku wiary we własną intuicję. Starając się zrozumieć, w czym rzecz, o co tu chodzi, co jest prawdą, a co nie. Tak, jakby istniała tylko jedna uniwersalna prawda…

Jednocześnie rozpoczęłam już pracę z podopiecznymi. Dzięki temu, że wybrałam dość wąską działkę problemów z układem pokarmowym, moja postawa i poglądy w sferze szerzej rozumianego zdrowia mogły spokojnie dojrzewać. Początek pracy wydawał się być obiecujący. Temat FASCYNUJĄCY! Jelita są naprawdę niewiarygodnie ciekawym obszarem. Samo w sobie SIBO i IBS także. Wszystko wydawało się tu takie spójne, poukładane, spokojne, mimo wielu niewiadomych, mimo pojawiających się czasem pytań o ekstremalnie wysokie dawki witaminy C, zabójczy i rakotwórczy wpływ antybiotyków czy biorezonans.

Jednak była na tym jakaś rysa. Coś, co nie dawało mi spokoju. Ta rysa powoli zaczynała zamieniać się w pęknięcie… Dlaczego jedni podopieczni tak wspaniale reagują na zalecenia, a inni średnio albo wcale? Przecież te zalecenia są wychuchane, wydmuchane, dopasowane na miarę. CO JA POMIJAM??

Wtedy właśnie zamilkłam. Nie pisałam na blogu, nie pisałam na facebooku, nie miałam siły na żadne live i webinaria, nie wiedziałam o czym mówić, po co… czułam się niewystarczająca, nie na swoim miejscu, jakaś taka nieogarnięta, wybrakowana… czułam, że to, co robię jest naprawdę ważne, ale nie do końca moje, że czegoś tu brakuje… jednocześnie uwielbiałam to robić… okropny stan… rozkrok jest najmniej wygodną pozycją, jaką można przybrać na dłuższy czas…

I wtedy rypnęło. Na łeb na szyję. Rypnęło mi się w życiu. I to mocno. To, co runęło, odsłoniło mi przestrzeń, którą czułam, ale nie miałam do niej dostępu, nigdy nie dawałam jej wiary. A tam była ONA. Moja piękna, wielka i wspaniała INTUICJA. Cała na biało, w aurze spokoju i pewności, rzekła: A NIE MÓWIŁAM?

Powiem Wam, że nawet teraz, jak to piszę, to czuję przejęcie tym wspomnieniem. TAK. Ona mówiła. Ona wręcz KRZYCZAŁA. Nie tylko wtedy, w tamtym „kiedyś”. Później i w innych kwestiach też krzyczała, dobijała się, głośniej i głośniej… Ale ja ją ignorowałam. Szukałam autorytetów. Mądrzejszych. Szukałam czystej logiki. Naukowości. Czarno-białej pewności. Systemu. Wiem dlaczego tak było. Ale to długa historia… A wtedy, w tym czasie, gdy wszystko runęło, gdy ona tak cała na biało… to ja… cała brudna i zapłakana… Pozwoliłam się jej poprowadzić. Z dość niskich pobudek niestety – „…a co ja niby teraz mam do stracenia…”

 

 

Od tego czasu minęło już kilka lat. Zaprzyjaźniłam się ze swoją intuicją i zaczęłam jej używać ;) Doprowadziła mnie ona do wielu wniosków, także w sferze właśnie mojej pracy. Doszło do mnie między innymi, ze te moje wychuchane zalecenia mają tak różną skuteczność dlatego, że jedne osoby weszły na drogę walki z chorobą, a inne na drogę Procesu Zdrowienia. Jedne łykały tabletki i wielkie zmiany, jakie wprowadzały ograniczały się do zmiany w diecie… Inne dotykały emocji, przekonań, doświadczeń… czasem po prostu napięć dnia codziennego… I to u tych drugich notowałam poprawę, czasem wręcz spektakularną :)

Odżyłam. Pojawiły się nowe pomysły, fascynacja sposobem myślenia człowieka, jego doświadczeniami, pamięcią, dziedziczeniem pozagenowym… wreszcie psychobiologią, tematem uwalniania emocji, mierzenia się z doświadczeniami… a także symboliką kulturową, tak mi bliską z racji mojego pierwszego wykształcenia, oraz lingwistyką, którą fascynowałam się od dziecka. TO MIAŁO SENS! TO MA SENS! To jest tak spójne, tak zgodne ze mną, tak rezonuje z tym, jaka jestem i jakie są moje atuty!

A moim atutem jest słyszenie między słowami. Drobiazgowość lingwistyczna. INTUICJA. Intuicja rozumiana nie jako magiczny dar, ale jako coś, co jest immanentną cechą mojego układu nerwowego. Ogromna wrażliwość i wyczulenie na sygnały płynące z różnych, nieoczywistych obszarów. Zdolność obracania wokół i pokazywania, co jest z drugiej strony. Że jest w ogóle druga strona.

Moim atutem za to nie jest ścisły umysł, który lubi liczyć mikro i makroskładniki, który lubi tabele, porządek, system. Gdy teraz o nich myślę, czuję wręcz fizyczny ból ograniczenia. A ja płynę. Zmieniam się, szukam. Nadal lubię badania naukowe, lubię odkrycia, nowości. Lubię spójność, rozwiewanie mgły niepewności, poznawanie natury zjawisk. Wciąż mnie fascynuje mikrobiom, fizjologia układu pokarmowego i w ogóle całego organizmu. Jednak nie mogę już dłużej zamykać się w sztywnych wytycznych, które jakbym ich nie próbowała dopasować, działają lub nie, bo od nich sukces zależy tylko w pewnej mierze. Klucz jest zupełnie gdzie indziej.

Nie jestem po prostu w stanie odrzucić przekonania, że nie ma przypadków, że wszystko jest po coś. Również choroba. I wcale nie chcę tego przekonania odrzucać. Wręcz chcę je pielęgnować. Dlatego będę dotykać tematów, które są dla mnie kluczowe w Procesie Zdrowienia. Będę pisać o przekonaniach, doświadczeniach, dziedziczeniu pozagenowym, psychosomatyce, psychobiologii, uwalnianiu emocji, pracy nad sobą i samorozwoju. Pisząc, będę się opierać na swoich mocnych stronach, czyli właśnie na INTUICJI, na wrażliwości, uczuciach, przenikliwości i nieoczywistym spojrzeniu na rzeczy oczywiste. I niekoniecznie wszystko będzie oparte o jakieś twarde dane.

To nie znaczy, że przestaję pracować holistycznie. Nie jestem zdania, że aby wyzdrowieć wystarczy „wyluzować” czy „sobie uświadomić”. Nie, nie wystarczy. Bo jesteśmy psychiką, ale wciąż też ciałem ;) Przecież emocja to reakcja fizjologiczna. Ale w ciele zdrowym, zadbanym – emocja nie powoduje takich zmian, jak w ciele chorym. Ciało zdrowe, gdy z kolei bombardowane jest nadmiernym stresem i emocjami, które też potrzebują zasobów i energii, będzie słabło. To naprawdę NACZYNIA POŁĄCZONE!

Więc wciąż w mojej pracy obecne będą suplementy, dieta, naturoterapia, Evidence Based Medicne, doniesienia naukowe. Jednak od teraz będę je traktować jako jeden z kluczowych filarów zdrowia, nie jako filar sam w sobie, tak jak było dotychczas. Drugim filarem będzie właśnie dobrostan psychiczny, przedstawiany właśnie w sposób jak wyżej. 

Zatem jeśli odpowiada Ci nowa forma tego, co mam do przekazania, sposób w jaki będę to robić – zostań ze mną, będę naprawdę tym ucieszona :) Jeśli natomiast nie czujesz tej zmiany, to nie jest Twój kierunek, nie Twoja droga – przestań mnie po prostu obserwować. To jest dla mnie w 100% ok :) Najważniejszym jest, żeby każdy z nas szedł swoją własną drogą. Bo nie ma jednej prawdy. Każdy ma swoją. I to wcale nie jest nic złego, wręcz przeciwnie :)

Natomiast jeśli właśnie chcesz jeszcze bardziej pogłębić ten temat, czujesz go, chcesz jeszcze i jeszcze, zapraszam Cię do zapisu na moją listę mailingową :) Raz w miesiącu otrzymasz mailowo nowy numer Magazynu Naczynia Połączone, a w międzyczasie dodatkowe informacje i aktualizacje :)

naczyniapolaczone@wp.pl