„Zamykam oczy, by się nie stać realistą…”
„…Zawiedziony sytuacją naginam rzeczywistość
Zamykam oczy, by się nie stać realistą
Zmęczony propagandą, ludzką nienawiścią
Zamykam oczy, by się nie stać realistą…”
Rzadko zabieram głos w podobnych sprawach, bo naprawdę rozumiem, że światopoglądy są różne, nawet drastycznie różne od mojego. Zachowania też bywają różne. Naganne obiektywnie i naganne subiektywnie. Nie muszę się z nimi zgadzać. Ba, jeśli druga strona wyraża otwartość do dyskusji, mogę nawet próbować przekonać do swojego spojrzenia. Tylko nie zawsze jest sens poświęcać na to siły, bo życie nie polega na przekonywaniu świata do siebie. Jednak tym razem powiem kilka słów, bo zwyczajnie mi się nie mieści. Co się stało, wszyscy wiedzą. Choć czasem mi się wydaje, że… jak to się ładnie mówi… „to się k…a nie dzieje…”. Jestem po prostu zszokowana. Jak większość z Was.
Chyba każdy przeżył jakąś kłótnię o pryncypia. Czy to w szkole, czy w rodzinie, czy wśród znajomych, czy na forum publicznym. Bywa, bo musimy wspólnie żyć na tym świecie. Na tym kontynencie. W tym kraju. Mieście. Rodzinie. Musimy rezygnować z różnych rzeczy na rzecz innych, niekiedy nielubianych przez nas ludzi. Nie da się wprowadzić dwóch… żeby tylko dwóch… 10… 15… 100 różnych porządków tak, żeby pasowały każdemu.
Możemy mieć inny pomysł na to, co widzimy. Może lepszy. A może obiektywnie gorszy, ale nas przekonujący. Bo trafiają do nas pewne argumenty, które do innych trafiają mniej bądź wcale. Dyskusja i tak zwane „walenie grochem o ścianę”, zwłaszcza podczas rozmowy o rzeczach dla nas jakoś tam fundamentalnych, najczęściej niesie ze sobą emocje i nie zawsze pozytywną energię. Energię, którą zamiast zużyć na godzenie się z innością, na nieszczęście całego świata z całą mocą kierujemy w drugiego człowieka. Czasem trudno inaczej. Czasem czujemy się tak zagubieni w świecie, w rzeczywistości, tak skrzywdzeni przez życie, los, innych ludzi… I nie starcza. Puszczają nerwy. Kłócimy się. Padają słowa, których żałujemy. Bywa. Również na scenie publicznej.
No bo można mieć emocje i nie mieć wszystkich narzędzi do przepracowywania ich w dojrzały sposób. Można też kogoś nie lubić. Można się nie zgadzać. Można krytykować. Można krytykować nawet zmarłych. Ale jest pewna granica. Jest nią CZŁOWIECZEŃSTWO. I wykorzystywanie śmierci drugiego CZŁOWIEKA (bez względu na jego poglądy czy działalność) i niesamowitej tragedii jego bliskich, do tak OBRZYDLIWYCH rozgrywek, do plucia jadem, do oblewania się kolejnymi wiadrami pomyj, pławienia za przeproszeniem w gównie własnego niedowartościowania i braku miłości własnej (tak, własnej), jest po prostu… NIE DO PRZYJĘCIA.
Fundamentem relacji międzyludzkich, bliższych i dalszych, jest przede wszystkim SZACUNEK dla drugiego człowieka. Szacunek, który mieści w sobie wrażliwość na krzywdę drugiego. Szacunek, który mieści w sobie KONSTRUKTYWNĄ krytykę, polegającą na ocenie zachowań, a nie jestestwa. Szacunek należy się KAŻDEMU. Choćby tylko dlatego, że JEST CZŁOWIEKIEM. Nie ważne, czy jest z PiSu, PO, czy to Korwin-Mikke, Duda, Tusk, Owsiak, Pawłowicz, Gronkiewicz-Waltz czy Trump.
Wstydzę się. Po prostu wstydzę się za to, co się dzieje. Bez poczucia nadziei, że może być lepiej. Bo skoro w takiej sytuacji moi kochani rodacy nie potrafią zachować cienia przyzwoitości, to pozostaje już tylko modlitwa…
„…Zawiedziony sytuacją naginam rzeczywistość
Zamykam oczy, by się nie stać realistą
Zmęczony propagandą, ludzką nienawiścią
Zamykam oczy, by się nie stać realistą…”
Killing Silence